słońce znów tylko
słońce znów tylko wspaniale ciepłe rozkwita kolorami lasu zewsząd zbiegają się zapachy na wieść że właśnie do nich przyszedłem wdycham...
zeskoczyła gwiazda
zeskoczyła gwiazda ze szczytu Muńcuła wprost w bałwany chmurnego oceanu znikła w pianie księżyca na krawędzi siódmej fali rozbitej o...
gdzieś
gdzieś między tobą a Wiedniem uśmiech mi zakwitł bezwiednie szelmowsko radośnie właśnie w tej chwili cię sobie wymyśliłem ...
nawet
nawet myśli zastygły w ciszy pustka ogromnieje bez końca i tylko oczy stają się coraz bardziej wilgotne czerwiec 1994...
żegnając
żegnając sen odchodzący przykrywam się szczelniej kołdrą a ona przytulając się miękko obejmuje mnie i cicho szepcze twoim głosem kocham...
walentynka
WALENTYNKA to prawda – róże mają kolce o ileż jednak płatków więcej miękkich czerwienią jak twe serce ciepłych miłością...
czyż to nie cud
czyż to nie cud że akurat te dwa ziarnka piasku pasujące do siebie odnalazły się nawzajem że trwają nadal jedno...
chodzimy wciąż
chodzimy wciąż po tej samej ścieżce w te i we w te i wciąż ta sama żaba przebiega nam drogę...
konwalia
konwalia moje radośnie dziewicze dzieciństwo kaskady młodości pracowita dorosłość starość uroczysta pachnąca pamięć czerwiec 1994 r.
dziś usłyszałem od ciebie
dziś usłyszałem od ciebie że to nie ma sensu to ja i ty ty i ja my nie ma sensu...
są ludzie
są ludzie którzy wchodzą tylko na jedną górę i ona jest dla nich wszystkim są tacy których gna siła...
pociąg
pociąg wpłynął pomiędzy wilgotne wzgórza buchnęły fale zieleni roześmiały się złotem śpiewające chórem janowce czerwiec 1994 r.
nadchodzi
nadchodzi czas telefonu rośniemy razem w nieskończoność przenikamy się ja i on aż wreszcie wybucha jednocześnie z moim sercem gejzerem...
halny
HALNY ziemia pędziła coraz szybciej naprzeciw chmurom w noc przepastną gwiazdy stanęły na baczność a drzewa wiosłowały bez wytchnienia...
po cóż
po cóż wychodzić z lasu trzymamy się za ręce z drzewami patrząc na wielki teatr natury po cóż schodzić...
chodź schowaj się
chodź schowaj się we mnie przed światem otulę cię łagodnie zaśniesz spokojnym oddechem czerwiec 1994 r.
napełniłem
napełniłem twoje pióro nadzieją i piszę nią wszystko co mi radość do głowy przyniesie czerwiec 1994 r.
każda
każda deszczu kropla pachnie innym zielem radością napełniam swe płuca czerwiec 1994 r.
odkryłem
odkryłem w sobie niecodzienną codzienność zwyczajność niezwyczajną pojawiają się we mnie razem z tobą nieuchronnie kojąco a ja coraz mniej...
nie bój się zimy
nie bój się zimy to też jest nasz przyjaciel patrz jak śnieg do stóp się łasi merda ogonem wiatru czyż...
patrzysz
patrzysz i ja patrzę w ciebie oczy coraz głębsze cały świat rozpływa się w niebyt i uśmiech jak słońce zza...
szkoda
szkoda, że nie ma okna przez które mógłbym patrzeć jak odchodzisz unosząc zapach radości spełnienia marzec 2006
podkolany
tancerki słodko pachnące uwodzące nie tylko ćmy w odurzenie kupalnej nocy spełniacze marzeń tajemnych nibykwiaty paproci beskidzkie orchidee lipiec, 2011...
speleonarodzenie
beznamiętny spokój miliony lat sennych pieszczot kropla po kropli przerwane błyskawicą barbarzyńskich sapań i stękań świętokradczych podglądaczy drogocennych wnętrzności złudna...
sintra
rosnąca ciemność w kroplach deszczu naprzeciw kamienne stopnie mierzące w niebo kołowrót starej bramy otwiera przed nami tajemnicę wielkiej góry...
* * * (kępy traw)
kępy traw tańczące na wietrze witają mnie śpiewem na szczycie siedzę wśród nich radośnie po pachy w słonecznych zapachach zziajany...
* * * (żar)
żar bucha z kominka prosto w twarz mruczę wtórując śpiewającym polanom moja kocia dusza przeciąga się do granic rozkoszy aż...
* * * (za każdym razem)
za każdym razem inaczej wieczór układa obłoki na jedwabnym płótnie mistrz kładzie kolejne barwy i odchodzi ze smutkiem za coraz...
west highland railway
wzgórza w królewskich gronostajach chmur kolejna tęcza nad wrzosowiskiem pędzę na szkockim koniu przez zatopione we wspomnieniach jezior doliny tam...
* * * (sam)
sam nie potrafię pomieścić w sobie ogromu piękna góry rosną w mym sercu radośnie kradnę kolejne widoki do czarodziejskiego pudełka...
podejście na łackową
wspinam się od drzewa do drzewa oddech mi grzęźnie pod ciężkim plecakiem szyderczo tętni mi w uszach beskid niski kiedyś...
sosna
wychylona z najwyższego okna sokolej wieży na próżno czekała na swego królewicza czas zmienił jej oblicze przygarbił ramiona wiatr targa...
* * * (wilcza noc)
wilcza noc lasy toną w księżycowej poświacie cisza krzyczy głośniej niż kryształ czarnego diamentu wrzesień, 1996
* * * (w jaskiniach)
w jaskiniach ciemność żyje czasem miękko otula puszyście czasem odlatuje w jeszcze głębszą nicość czasem gada sama do siebie kropla...
* * * (stukot kół)
stukot kół słońce na powiekach policzki smagane wiatrem pęd nowej przygody w nieznane wrzesień, 1996
nietoperz
był miękki aksamitnie zimny wisiał wczepiony w niezauważalna rysę skały otulony błoniastymi skrzydłami spał wrzesień, 1996
na majerzu
chmury się pasą na niebie ponad morzem traw ubranych w fale wyspa owiec przeganiana wiatrem to tu to tam rośnie...
* * * (brodzący)
brodzący po kostki w ciepłym szeleście złotych liści wdycham w siebie cały las całą jesień szczęście wrzesień, 1996