Duch Mistrza Emila
Harnaś 17 – 2005 r.
Harnasie niejednokrotnie odwiedzali dworek Zegadłowiczów w Gorzeniu Górnym. Muzeum piewcy Beskidu Małego – Emila Zegadłowicza – przyciągało atmosferą miejsca nawet wtedy, gdy stało w remoncie. Teraz, gdy bez przeszkód można zwiedzać jego wnętrza, rozkoszując się niespotykanymi zbiorami międzywojennej sztuki, każdy kurs SKPG trafia w te progi.
Podczas Rajdu Makowskiego w 2002 roku przygotowałem wraz z moimi kursantami nietypowe widowisko, chciałoby się rzec „performance”. Wszak widzowie byli tu aktorami, a kolejne pomieszczenia Muzeum stawały się scenami wędrownego teatru. Oddaję tu głos Redaktorowi Mammuthusa Montanusa, czyli Jackowi Ginterowi:
„Na pewno długo pamiętać będziemy ten wyjazd, a to za sprawą niecodziennego wydarzenia w jakim uczestniczyliśmy w sobotni wieczór w dworku Zegadłowicza w Gorzeniu Górnym. Przy blasku świec grupa uczestników w towarzystwie pani kustosz weszła do sieni, aby dowiedzieć się o tym ciekawym miejscu i ludziach niegdyś go zamieszkujących czegoś więcej niż wiemy ze zdawkowych notatek w przewodnikach. Potem wchodzimy do dawnej kaplicy z ekspozycją światków Jędrzeja Wowry i innych ludowych artystów. Radek recytuje i śpiewa pieśń o czwartym powsinodze beskidzkim. Pomaga mu kursantka Tusia i Darek. Wchodzimy na górę i w kolejnych pomieszczeniach, zanim obejrzymy je w tradycyjny sposób, słuchamy i sami recytujemy poezję Emila Zegadłowicza przy dźwiękach odpowiedniego podkładu muzycznego. W herbaciarni wysłuchujemy japońskiej pozytywki, a potem niemal „prawdziwa” gejsza (kursantka Justyna ubrana w oryginalne kimono) podaje przechodnią czarkę z herbatą. Zwiedzamy kolejne pokoje. Kończymy w sali poświęconej ilustracjom Stefana Żechowskiego do „Motorów”. Całkiem na koniec – konkurs sprawdzający (nieco z przymrużeniem oka) wiedzę o poecie”…
Podobne przedstawienie zrobiliśmy podczas kursowej autokarówki w listopadzie 2004 roku. Tu wraz z Tusią wcieliliśmy się w postacie Emila i Maryli, recytując wiersze Mistrza i wzruszając jego wnuczkę – kustosza Muzeum – panią Ewę Wegenke. Była dla nas jak matka, więc gdy postanowiliśmy zaprosić ducha Emila Zegadłowicza do naszej chatki w Lachowicach, zaprosiliśmy i panią Ewę. I stało się! Wraz z mężem, nie bacząc na styczniowe śniegi, na godzinną wspinaczkę po ciemku, pojawili się na Adamach. Jak zapewniali nas potem, nigdy nie przeżyli podobnej imprezy i nie żałują ani chwili ze wspólnego pobytu. Zaprawdę wspaniała to była dla nas nagroda.
Drewniane ściany naszej chatki doskonale wpasowały się w nastrój tego wieczoru. Pełgające światło niezliczonych świec, trzaskający ogień w kominku, dźwięki gitar i zapatrzone i zasłuchane sylwetki pół setki naszych przyjaciół tworzyły niezapomnianą aurę.
Wraz z Maćkiem Siudutem postanowiliśmy poświęcić tę imprezę zegadłowiczowskim erotykom, korzystając z tomiku „Wrzosy”, wydrukowanemu niegdyś zaledwie w trzech egzemplarzach. Poeta zawarł w nim bardzo intymne świadectwa swej miłości do Maryli Stachelskiej i zakazał publikacji przez 50 lat po jego śmierci. Na szczęście dla potomności nie wysłuchano próśb Zegadłowicza i świat poznał piękne erotyki dużo wcześniej. Recytowaliśmy je wraz z kilkoma przyjaciółmi, przeplatając je piosenkami ułożonymi do wierszy Emila przez Grzesia Cichego i przez mnie. Maciej wprowadził w nastrój przypominając sylwetki poety i jego ojca – Tytusa Zegadłowicza, a ucztą dla oczu były ilustracje współpracownika Emila – Stefana Żechowskiego, którego życiorys przedstawiam poniżej. Pani Ewa dopowiadała czasem kwestie związane z nieznanymi nam epizodami z życia gorzeńskiego wieszcza. Każdy z nas czuł niezwykłość tej chwili, szczególne uczucie, które powiązało nas wszystkich w niewielkiej drewnianej chacie pod Solniskiem…
Stefan Żechowski to mistrz rysunku polskiego najwyższego lotu. Ten ignorowany przez krytyków twórca oryginalnych prac zasługuje ze wszech miar na pamięć i rozsławienie. Urodził się 19 lipca 1912 roku w Książu Wielkim koło Miechowa. Pierwsze swoje rysunki tworzył przy blasku lampy naftowej. Zauroczony dziełami Artura Grottgera wybrał Państwową Szkołę Sztuk Zdobniczych i Przemysłu Artystycznego w Krakowie. Trafił do „Szczepu Rogate Serce” założonego przez kontrowersyjnego rzeźbiarza i rysownika Stanisława Szukalskiego. Jako Ziemin z Książa w wieku 18 lat wziął udział w zbiorowej wystawie „Szukalszczyków” i nie opuścił żadnej z kolejnych 15 wystaw przez 6 lat. Zauważony przez malarza Mariana Ruzamskiego, został przez niego polecony Emilowi Zegadłowiczowi. Ten ujrzawszy cykl 37 ilustracji do swej powieści „Motory” był na tyle zachwycony, że zdobył się na rzecz niezwykłą: kazał umieścić w książce dwie strony tytułowe – swoją literacką i rysunkową Stefana Żechowskiego. Niestety „Motory” nie przyniosły należytego rozgłosu 25-letniemu twórcy, gdyż zostały skonfiskowane za obrazę moralności.
Przeżycia z czasów okupacji hitlerowskiej zawarł w cyklu „Wojna”. Zaraz po jej zakończeniu wstąpił do Polskiej Partii Robotniczej i zostawszy komisarzem ludowym zabezpieczał dzieła sztuki po opuszczonych dworach.
W 1946 roku po ślubie z Marianną Trąbską przeniósł się do Zabrza. W latach 1950-tych stworzył ilustracje do wielu książek, m.in. „Na srebrnym globie” J. Żuławskiego, „Zmory” i „Wrzosy” E. Zegadłowicza. Pierwszą w życiu indywidualną wystawę zorganizowano mu dopiero w latach 1960-tych w Brukseli, a w Polsce w 1972 roku w Krakowie i była to jedyna oprócz stałej ekspozycji w Muzeum Zegadłowicza w Gorzeniu Górnym. Od roku 1970 osiadł na stałe w rodzinnym Książu Wielkim. Siedem lat później Ryszard Wójcik nakręcił o nim film „Pustelnik” i dopiero wtedy jego prace ujrzała szersza widownia. W 1981 roku Stefan Żechowski wydał swoje wspomnienia „Na jawie”, a ciężka choroba zabrała go społeczeństwu w 1984 roku.
Zawsze skromny, cichy, jakby prowincjonalny, nie zabiegał o sławę, niechętnie dzielił się swymi precyzyjnymi i doskonałymi technicznie, niemal trójwymiarowymi rysunkami. Nie stosował kredy do osiągnięcia bieli, wydobywał ją z samego papieru. Zawsze malował z pamięci, zmieniając w swym umyśle obraz obiektu, przerysowując niektóre cechy, wkładając wen swoje emocje. Był prekursorem hiperrealizmu. Najpiękniejsze dzieła poświęcił erotyzmowi, ale w każdym z nich widać jego nieśmiały romantyzm i idealizm. Dziś album z jego twórczością jest rarytasem znawców grafiki i wielbicieli jego talentu.