zimowe południe
wiatr
bierze w dłonie bezkresne
srebrzyste miotły
nagich brzóz i buków
niebo zamiata
z białych piór
obłoków
co śnieżne ptaki
zgubiły
w zachwycie
niech błękitem zalśni
niech zaśpiewa
struną przeczystą
jak śnieg
prosto
w radośnie otwarte serce
słońce
luty, 1988