"Na szlaku"

Andrzej Matuszczyk – „Pogórze Karpackie”

27.01.1996 – NS – lipiec-sierpień 1996

Rzuciłem się nań od razu. Tylko wypatrzyłem tytuł „Pogórze Karpackie” i już miałem przewodnik w swych rękach. Oczywiście kupiłem bez namysłu. Dopiero w domu przyjrzałem mu się dokładniej.  I tu mój zapał został nieco przyhamowany.

Miałem szczerą nadzieję, że posiadłem z dawna upragnioną pozycję, opisującą jakby wcześniej niezauważany teren Pogórza Karpackiego. Już na pierwszej stronie przywitał mnie podtytuł: „Wielickie, Rożnowskie i Ciężkowickie”. Ha! A więc tylko kawałek! Po dokładniejszym wczytaniu się w początkowe stronice mina zrzedła mi jeszcze bardziej – autor opisuje „wschodnią część Pogórza Wielickiego”, pomijając zachodnią, bo mniej ciekawa. Ta „wschodnia część” to teren zwykle opisywany jako Pogórze Wiśnickie, o czym jednak autor chyba nie słyszał, bo nigdzie tej nazwy nie używa. Tak więc tytuł przewodnika pana Andrzeja Matuszczyka powinien brzmieć: „Pogórze Karpackie – część I – Pogórze Wiśnickie, Rożnowskie i Ciężkowickie”. Arbitralny wybór opisywanego terenu, to już inna sprawa, nie jestem władny oceniać, czy Pogórze Strzyżowsko-Dynowskie i Przemyskie jest mniej ciekawe i atrakcyjne, jak uważa AM. Okrawając teren Pogórza, jednocześnie opisuje Pasmo Maślanej Góry, zazwyczaj włączane do Beskidu Niskiego.

Drugim stwierdzeniem zadziwił mnie autor już we wstępie, pisząc, że ten teren nie dysponował dotąd mapą. Sam, oczekując na wydanie „mapy z prawdziwego zdarzenia” załączył do przewodnika przedziwnie nieczytelny szkic szlaków turystycznych, mający, jak sądzę, pomóc turyście w orientacji podczas wycieczek. Szkoda, że nie dotarła do pana Matuszczyka mapa „Okolice Tarnowa”, wydana w 1988r. przez PPWK – zaiste porządna mapa w skali 1:125 000, nie pozbawiona pewnych błędów, ale porównywalna z każdą inną turystyczną mapą Beskidów. Na pewno nie próbowałby uszczęśliwiać nas w/w szkicem.

Przewodnik ten jest publikacją w wielu aspektach pionierską, za co Andrzejowi Matuszczykowi chwała, ale pośpiech zaowocował w wielu miejscach niespójnościami i odrobiną chaosu. Miejmy nadzieję, że w drugim wydaniu (a wierzę, że będą i następne) uda się je usunąć.

Nierzadko wiadomości wyglądają jak zlepek różnych wątków, np. „…linia frontu przebiegała przez wsie: Kielanowice, Bistuszową i Ryglice. Na dworskich polach hr. Ludwiki Rozwadowskiej wojskowe piekarnie wytwarzały każdego dnia po 30.000 bochenków chleba. Nastepnie Austriacy przeszli do ofensywy odrzucając wojska rosyjskie aż po linię Sanu.”(str.35), „…panował straszny głód. Ludzie jedli kwiaty z leszczyn i olszyn a nawet trociny. Następstwem były epidemie tyfusu i cholery oraz czerwonki” (str.33). Na stronie 279 w sąsiadujących ze sobą hasłach „Kołaczyce” i „Krajowice” są różne informacje o zamku Golesz, na szczęście niesprzeczne, ale dlaczego nie ujęte w jednym? W haśle „Glinik Mariampolski” napisano wiele o pobycie Wincentego Pola w Zagórzanach, ledwie wspominając o nim przy haśle „Zagórzany”. O konfederacji barskiej więcej można wyczytać w haśle „Grybów” niż w odnośnym miejscu w rozdziale poświęconym historii. Notabene w rozdziale tym brak informacji o rozbiorach, jakby Austria naturalnie była spadkobierczynią władców Polski.

Pisze też Andrzej Matuszczyk o legendach, łącząc je jednym tchem z danymi na wskroś realnymi, jakby wierzył w opowieści ludowe bardziej niż w fakty. Polecam rozdział o rezerwacie „Skamieniałe Miasto” przy haśle „Ciężkowice” (str.261-262). Tamże informacje w dwóch różnych miejscach o roślinach chronionych w nim występujących, za każdym razem innych, oraz niespodziewanie opis parku w Kąśnej tu, a nie w haśle „Kąśna Dolna”.

Nazwy miejscami też nie są prawidłowe. Autor uparcie stosuje nazwę Wiśnicz Nowy zamiast prawidłowej: Nowy Wiśnicz, pisząc, że pierwsze wzmianki o nim pochodzą z XII w. – osada „Wiśnice” lub „Wiśniewice”, nadmieniając w haśle Wiśnicz Stary o formie „Viśnice”, gdy źródła podają oczywiście „Visnice”, jako nazwę osady na terenie dzisiejszego Starego Wiśnicza. AM wspomina o konstrukcjach wieńcowej i zrębowej, choć to nazwa tożsama (str.63), w Bieczu umiejscawia klasztor Reformatorów zamiast Reformatów (str.245), pisze o San Fransisco (str.252) i „manswerku” (str.282), używa nazwy „pseudogotycki” zamiast przyjętej „neogotycki”, pisząc o kościele w Grybowie (str.272) i tajemniczego sformułowania  „zaraza na bydło” (str.33). Najbardziej urzekł mnie fragment o rabacji chłopskiej, kiedy to chłopi „postawili się nad trupem wbijając mu widły w zęby” (str.32). Należy też przypomnieć, że osadzanie na prawie niemieckim nie znaczyło, że osadnikami byli Niemcy, prawo niemieckie nie nadawało też nazw miejscowościom, było tylko rodzajem określenia powinności mieszkańców wobec panującego (str.62). Na stronie 313 autor pisze o kościele w Tropiu, że jest „budowlą barokową z zachowanymi fragmentami romańskimi, gotyckimi i renesansowymi” – spróbujmy to sobie wyobrazić!

Błędne informacje to m.in. : sarkofag z prochami Józefa Bema sprowadzono z Aleppo w Syrii a nie w Turcji (str.307) – dokładnie 30 czerwca 1929r.; Jan Bielak kierował schroniskiem na Przehybie nie do 17 XII 1944r. tylko 1994r. (str.61); szpital p.w. Św.Ducha w Bieczu jest w ruinie o ile mi wiadomo, natomiast trudno nazwać ruiną dwór obronny w Szymbarku (str.302); w Bochni w XIV w. raczej nie mógł powstać szyb Findera (str.253); rezerwat „Diable Skały” nie obejmuje zespołu skałek ciągnącego się od „Skamieniałego Miasta” w Ciężkowicach do Bukowca (str.327) (bo jest to około 9 km, a rezerwat ma pow. 16 ha – przeciętna szerokość musiałaby mieć nieco ponad 1m), a kościółek w Binarowej jest drewniany, ale pokryty niestety eternitem. Wspominany dzwon w Starym Wiśniczu jest pęknięty i eksponowany obok kościoła pod specjalnie dla niego wybudowanym daszkiem, a niedaleko, przy drodze stoi pod starą lipą piękna figura Św. Jana Nepomucena. Jak już jesteśmy przy kościółkach, to warto zauważyć, że drewniany kościół w Rożnowicach spalił się w Wielki Piątek w 1993r. Zdaniem proboszcza: „no i chwała Bogu, wreszcie będziemy mogli wybudować nowy!”(autentyczne!).

Kolejną przykładem są różnice wysokości szczytów w porównaniu z mapami PPWK – od kilku metrów (Brzanka, Bukowiec, Falkowa, Gilowa Góra, Trzemeska Góra) do kilkunastu (!) przy Paprotnej (450 i 436m) i Kobylnicy (562 i 582m).

Zatrzymajmy się chwilę przy wspaniałych dziejach Wiśnicza. AM pisze, że „…już podobno w okresie średniowiecza był na wzgórzu 275m n.p.m. prastary gródek stróżujący nad traktem handlowym z Bochni przez Wiśnicz w stronę Węgier. W 1419r. kasztelan przemyski Mikołaj Kmita wznosi w Wiśniczu zamek w postaci silnej twierdzy…” Gródek ten wybudowano w XIV w. i zrobili to najprawdopodobniej Kmitowie. „Teka konserwatorska nr 3” zajmująca się zamkiem w Wiśniczu (autor: Alfred Majewski) nie potrafi podać dokładnej daty budowy z powodu braku danych archiwalnych, a rozróżnienie muru z XIV, XV i XVIw. jest nadzwyczaj trudne. Najpewniej zamek był rozbudowywany kilkakrotnie, „sugestie w zakresie ustalenia kolejnych faz zamku Kmitowskiego muszą być nader ostrożne”. Mikołaj Kmita mógł się przyczynić do rozbudowy zamku, choć raczej mało prawdopodobne jest by w roku 1419, gdyż majątek wiśnicki otrzymał prawnie dopiero w roku 1441, wcześniej opiekując się tymi dobrami z zamku Sobień koło Leska (spadek po Piotrze Kmicie długo nie był podzielony, pisano o jego następcach – braciach Piotrze Lunaku i Mikołaju – „fratres indivisi”). Notabene kasztelanem przemyskim został dopiero w roku 1433. Oczywiście nie on mógł (str. 316) urządzać przyjęcia „na cześć królowej Bony” (1494-1557). Barbarze Radziwiłłównie nie podano tutaj trucizny, jest to jedna z legend związanych z zamkiem. Zamek nie „należał przez 40 lat do Stanisława Barzego herbu Korczak”, gdyż po Stanisławie, marszałku nadwornym, odziedziczył go syn Jan, a potem jego stryjeczny brat, również Stanisław – tak więc mamy trzech różnych Barzich. Trudno mi się zgodzić, by zamek „łączył motywy doryckie, renesansowe i barokowe” (str.318).

Obóz koncentracyjny w Nowym Wiśniczu (str.43) nigdy nie powstał, mimo iż Niemcy przygotowali nawet odpowiednie koperty – w więzieniu istniał jedynie obóz pracy (23 XII 1939 – 30 VI 1940r.), potem więźniów przewieziono do Oświęcimia (267 osób, po zwolnieniu niektórych starszych i chorych), ciężkie więzienie karne zaczęło funkcjonować od 1 VII 1940r. a nie w czerwcu. Za ucieczkę więźnia Krzykacza rozstrzelano 5 Polaków i 5 Żydów, ale 8 czerwca 1940r. a nie 27 maja (wg wspomnień ks.Adama Kozłowieckiego). Wedle Stanisława Fischera kościół klasztorny Karmelitów został rozebrany w ciągu ośmiu tygodni w jesieni 1940r. przez hitlerowców, pozostawiono jedynie dolne części murów – nie mógł być więc spalony w 1942r. jak pisze AM. Kościół parafialny nie stoi „w centrum Wiśnicza”, lecz raczej na obrzeżu miasteczka.

Jeśli zaś chodzi o legendę o jeńcach tureckich, którzy mieli uciec z zamku przy pomocy skrzydeł z pogubionych piór przelatującego ptactwa, to nie można jej łączyć bezkrytycznie z kamiennymi obeliskami – kapliczkami „w miejscu ich śmierci”. Dwie z nich ufundowane zostały w 1654r. przez Jana Drozdowskiego „szlachetnie urodzonego” prefekta zamku wiśnickiego ( obok liceum plastycznego w Nowym Wiśniczu i w Kopalinach), trzecia w Bochni („na Karasku”) powstała w 1711 lub 1762r. (wg różnych źródeł) na mogile zmarłych na czarną ospę.

Tyle uwag krytycznych. Jednak – rzecz oczywista – jest to publikacja nad wyraz potrzebna i wartościowa, zmazująca kolejną białą plamę w biblioteczce karpackiego turysty. Myślę, że powinna się znaleźć na wielu półkach, gotowa do pomocy w układaniu tras i w wędrówkach po jakże przecież ciekawym Pogórzu Karpackim.