"Na szlaku"

„GRUPA WIELKIEJ RACZY”

31.08.1998 – NS – listopad 1998

Stanisław Figiel i Piotr Krzywda

„GRUPA WIELKIEJ RACZY – Beskid Żywiecki cz.I”

 Wydawnictwo PTTK „Kraj” – Warszawa 1998

 

W ostatnim czasie ukazała się w księgarniach nowa książka znanych krakowskich przewodników Stanisława Figla i Piotra Krzywdy „GRUPA WIELKIEJ RACZY – Beskid Żywiecki cz.I” w serii „Polskie Góry”. Poza oczywistym faktem uaktualnienia informacji o tym terenie po raz pierwszy otrzymaliśmy piękny opis terenów słowackiego Beskidu Kisuckiego – tak bliskiego, a jednak tak mało znanego przez polskich turystów. Po szybkim, mam nadzieję, powstaniu nowych turystycznych przejść granicznych na polsko-słowackiej granicy Kisuce będą w zasięgu ręki nawet niedzielnych wycieczkowiczów ze Śląska, jest to więc pozycja bardzo wartościowa dla wszystkich zainteresowanych tym regionem.

Sam układ przewodnika, klasyczny, sprawdzony w poprzednich edycjach nie pozostawia wiele do życzenia. Literówek nie spotkałem wiele, treść pisana jest ładnym językiem, nie sprawia kłopotów w zrozumieniu. Za to plany miejscowości są chyba zbyt schematyczne i przy naprawdę niewielkim nakładzie pracy można by je było znacząco poprawić. Mapka we wkładce z natury jedynie poglądowa zawiera dwa błędy – w nazwach: Sobolówka zamiast Soblówka oraz Zborów nad Kysucą zamiast nad Bystrzycą. Najważniejszym mankamentem jest jej wschodni zasięg, zbyt mały w stosunku do opisów wewnątrz przewodnika.

Z zaciekawieniem przeczytałem opisy terenów słowackich, wcześniej dostępnych jedynie ze słowackich przewodników, zwłaszcza rozdziały o historii Kisuc. Nie jestem historykiem, więc nie czuję się powołany do merytorycznej oceny tej części, niemniej jednak nie podoba mi się określenie (str.67), że hitlerowcy „mordują” partyzantów, a partyzanci „likwidują” hitlerowców – mord jest mordem i nie powinno się używać w obecnych czasach terminów z socjalistycznej propagandy. Także stwierdzenie (str.72) „najpowszechniej uważa się, że wołoscy pasterze wywodzą się z terenów dzisiejszych Indii”, wydaje mi się dość śmiałe.

Największym problemem tej publikacji w moim przekonaniu jest niekonsekwencja i nie zawsze szczęśliwe tłumaczenie nazw słowackich. Doskonale jestem świadom, że nie ma idealnego rozwiązania tej kwestii, wiele dyskusji na ten temat już się odbyło, jednak model przyjęty przez autorów nie jest optymalny. Stosowanie spolszczeń być może wygładza język przewodnika, ale nie ułatwia orientacji w obcym terenie.

Podstawową sprawą jest na pewno przytoczenie nazw oryginalnych (w tym przypadku słowackich) przynajmniej przy pierwszym wspomnieniu danego miejsca. Jeśli chodzi o słowniczek turystyczny w ostatniej części przewodnika autorzy starali się utrzymać tę zasadę, ale w treści opisów tras też nazwa oryginalna powinna się pojawiać – trudno wymagać od czytającego, by za każdym razem wracał do słowniczka. Spolszczanie samych końcówek lub używanie podobnych przecież gramatycznie właściwych form słowackich niestety również nie jest rozwiązaniem idealnym do konsekwentnego stosowania. Najlepszym chyba rozwiązaniem jest tłumaczenie nazw tylko za pierwszym razem, podając tłumaczenie w nawiasie (czyli wariant odwrotny do zastosowanego przez autorów), a w tekście używanie form „do miejscowości Novot’ ” albo „przy potoku Vychylovka” czy „na szczycie Lieskova”. Może jest to mniej zgrabne, ale bardziej pomocne.

Jeśli zaś chodzi o samo tłumaczenie nazw słowackich, to Senkov  (str.9, 204, 264) to nie Sęków, ale Sianków. Zastanawia mnie również, dlaczego autorzy zatrzymują się w pół drogi, podając np.: Dedovka i Dedova zamiast Dziadówka i Dziadowa, Kohutik zamiast Kogucik, Steny zamiast Ściany, Pekelnik zamiast Piekielnik czy Stratenec zamiast Straceniec. Z drugiej strony nie mogę też jakoś przyjąć sztucznie brzmiącego Jerzego (!) Janosika, dla mnie był to zawsze Jura Janosik – chyba lepiej byłoby to tak zostawić, tym bardziej że obok pojawia się Jura Szutkowiec z niezmienionym imieniem. Jak widać tłumaczenie nie jest prostą sprawą i czasem trudno znaleźć rozwiązanie idealne.

Na marginesie: omawiany teren dla Słowaków jest Beskidem Kisuckim, a dla Polaków jedynie „grupą Wielkiej Raczy” (i ewentualnie Rycerzowej) albo mało eleganckim „workiem raczańskim”. Trudno zapożyczyć od naszych południowych sąsiadów ich miano, bo Kisuce nijak w Polsce się nie mieszczą i większości Polaków nic ta nazwa nie mówi. Może warto rozpowszechnić używany przez niektórych termin „Beskid Raczański”. Pojawiają się wszak podobne nazwy, choć zwykle określenie bierze się od okolicznego miasta, a to np.Beskid Gorlicki czy Dukielski – może więc Beskid Rycerski, Rajczański albo Ujsolski?

Pisząc o rezerwatach tego regionu na stronie 21 zapomniano o rezerwacie „Butorza”, omawiając go póżniej w haśle „Rachowiec” (poza borem świerkowym można tam również znaleźć w jarze buczynę karpacką) , oraz o rezerwacie „Dziobaki” – utworzonym w 1995r. na wysokości 950-1200m npm na północno-zachodnich stokach Rycerzowej (13,06ha), gdzie chroni się pozostałość dawnej puszczy karpackiej – około 200-letni las świerkowo-bukowo-jodłowy oraz w dolnej części bagienną olszynę górską. Rezerwat na stokach Oszusa nazywa się nie „Oszus” a „Oszast” (jest to jedna z nazw tego miejsca), zaś – na stronie 134 – szlak  6C nie przechodzi „na skraju” rezerwatu „Śrubita”, ale około 1 km od niego, a sam rezerwat nie „obejmuje polskiej części hali Śrubita” (str.287), gdyż w całości mieści się na terenie leśnym.

Autorzy w niespotykany dotychczas sposób po macoszemu potraktowali (str.142) jeden ze szlaków (chodzi o szlak niebieski z Przegibka na Rycerzową), wspominając o nim tylko przy okazji w nawiasie. Wydaje się, że można było przyporządkować mu kolejny numer, aby nie łamać konwencji przewodnika, nawet jeśli sam szlak jest „nieciekawy i stanowi tylko relikt po czasach, gdy trzeba było wytyczać szlaki po dziwnych trasach tylko po to, by ze względów >>strategicznych<< nie prowadziły granicą państwową”. Z innych drobniejszych uwag: szlak czerwony (str.95) od Zwardonia na Wielką Raczę omija szczyty nie od północy, ale od wschodu; szlak 16N (str.140) idzie doliną potoku Leżaje, a nie Niedźwiedziego; szlak 9Z (str.140) trawersuje szczyt Bendoszki, ale nie trawersuje hali szczytowej; z hali szczytowej na Bendoszce Wielkiej (str.139) widok jest wspaniały, ale na północ, a nie na południe, bo od południa zasłania widok las; dolina Rycerek (str.139) nie jest już „praktycznie niezamieszkała”, bo wzdłuż drogi prawie na całej długości wybudowano wiele dacz (jest tam też parę miłych miejsc na piknik nad potokiem, często wykorzystywanych przez zmotoryzowanych turystów); przekaźnik (str.145 i 249) jest wyraźnie pod szczytem Hutyrowa (około 50m poniżej), a nie na szczycie; Młada Hora (str.145) jest bezleśna tylko od wschodu, na zachód praktycznie nie ma widoków; wyciąg na szczyt Rachowca (str.273) wchodzi od strony północnej, a więc nie od  strony Zwardonia, ale raczej Lalików. Piękna przełęcz pomiędzy Wielką Rycerzową i Rycerzową to Halna Przełęcz, Obłaz (1033m) na szlaku granicznym na Wielką Raczę jest też nazywany Upłazem, zaś właściwą formą niedalekiego szczytu Orło jest, jak sądzę, chyba jednak Orzeł, gdyż słowacka nazwa brzmi Orol, a forma „Orło” mogła powstać na skutek błędnej interpretacji odmiany tej nazwy ( pod Orłem”, „szczyt Orła”, „przy Orle” brzmią tak samo dla obu wersji). Szlak 4NZ pięknym ramieniem Oźnej (str.130)  autorzy zaczynają od Rycerki Słowioków, odcinkiem szlaku czarnego 8S, ciekawsze byłoby opisanie nieznakowanego fragmentu od stacji PKP w Rycerce przez kotę 701,czyli Słowików Groń, na Łysicę. Przy okazji: pasmo Wielkiego Połomu biegnie granicą czesko-słowacką, a nie polsko-słowacką (str.126).

Warto także poprawić parę błędów odnoszących się do schronisk. Schronisko na Mładej Horze czyli „Chyż u Bacy” (Bacą nazywają jego kierownika – pana Józefa Michlika) należy nie do Towarzystwa Tatrzańskiego, ale do Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego, a dokładniej jego oddziału w Ostrzeszowie. Samo PTT, które znikło z polskiej sceny turystycznej w 1950r. poprzez odgórnie sterowane połączenie z Polskim Towarzystwem Krajoznawczym w PTTK,  reaktywowane zostało po raz pierwszy w 1980r. Niestety zawirowania historii sprawiły, że rejestracja mająca nastąpić 15 grudnia 1991r nie doszła do skutku z powodu wprowadzenia stanu wojennego. Ostateczna reaktywacja PTT nastąpiła więc dopiero w roku 1988. Schronisko na Przegibku jest już po remoncie; nadmienić można, że faktycznie (str.271)budynek  ten został wybudowany w 1931, ale schronisko przeniosło się do niego dopiero w 1935r. Bacówka na Rycerzowej była pierwszą, a nie „jedną z pierwszych” bacówek PTTK. Obecnie nie ma tam punktu GOPR, ale jest za to telefon: 090-684958. Pomimo, że już nie trzeba zdejmować butów przy wejściu do schroniska, nadal jest tam miła i domowa atmosfera. O taką trudno w chatce studenckiej na Skalance, która ma kilka (a nie jedną) sal noclegowych, ale nie należy liczyć tu na choćby średni komfort i często niestety można spotkać tu grupy, które poza alkoholem niewiele interesuje. „Chałupa Chemików” w dolinie Danielki też ma kilka sal zbiorowych, komfort nieco wyższy, jest czyściej i spokojniej, ostatnio bywała czynna cały czas, nie tylko w weekendy i wakacje. Schronisko studenckie prawników „Kauzyperda” na Szczytkówce ma być odbudowane po pożarze, na razie można tam znaleźć improwizowany nocleg, albo skorzystać z uprzejmości tamtejszych mieszkańców. Dom Wczasowy „Cieplik” (str.151) nie jest „schowany w dolinie”, a droga do niego raczej nie jest mozolna, można bez trudu wyjechać samochodem z doliny Danielki. Swego czasu w jednej z chat pod szczytem Oźnej, od południowej strony istniało schronisko PTSM, choć przyznam, że nie znam stanu obecnego. Za to warto napisać, bo nie wszyscy o tym wiedzą, że pod szczytem Rachowca przez jakiś czas na początku lat dziewięćdziesiątych istniało schronisko Studenckiego Koła Przewodników Beskidzkich w Katowicach, zorganizowane w murowanym budynku, jedynym na szczytowej polanie, spalone przez nieznanych sprawców jeszcze przed ostatecznym ukończeniem. Zostały po nim resztki podmurówki i studnia powyżej na stoku.

Zabrakło w przewodniku informacji o stacjach kolejowych w Soli Kiczorze u podnóży Rachowca i ważnej ze względu na bliskość rynku w Rajczy – Rajczy Centrum. Nie trzeba teraz wędrować 2 km ze stacji Rajcza, co warto było odnotować na schematycznym planie tej miejscowości na stronie 274, stąd też można zacząć wędrówkę szlakiem 12C (str.144). Lokalne linie PPKS (str.113) mają początek w Rajczy, a nie w Węgierskiej Górce (tam tylko przelotowe do Żywca); na odcinku Zwardoń – Czadca (str.114) nie kursuje „kilkadziesiąt pociągów” (sic!) ale kilka, a żadnej przesiadki w Skalitem nie ma – słowacka „motoriczka” dojeżdża do samego Zwardonia. Centrala GOPR znajduje się obecnie nie w Bielsku-Białej, ale w Szczyrku – tel 033-123611.

Niedawno został wyznakowany niebieski szlak wiodący w poprzek dolin od Soblówki, przez Przełęcz Kotarz (Hotar), dolinę Danielki, Mładą Horę do doliny Rycerek (16N). Naturalną konsekwencją powinien być jego dalszy odcinek, poprzez Przysłop Potócki, do doliny Rycerki, gdzie mógłby się połączyć ze szlakiem niebieskim 3N wiodącym ze Zwardonia do Rycerki Kolonii. Odcinek ten został opisany jako nieznakowana trasa 10NZ, ale nie do końca zgodnie z rzeczywistością, co przy trudnym orientacyjnie terenie może czasami sprawić mniej doświadczonemu turyście sporo kłopotów. Opis podejścia jest dość dokładny, ale nie wiedzieć czemu nic nie mówi o wyraźnej polanie z resztkami trzech szałasów, której nie sposób nie zauważyć po drodze (mniej więcej w 2/3 trasy, po wyraźnie stromszym odcinku). Najtrudniejszym orientacyjnie miejscem jest sama przełęcz Przysłop Potócki – jedno z piękniejszych miejsc w tej okolicy. Składa się właściwie z trzech szerokich polan, przedzielonych wąskimi paskami drzew. Środkowa, najniższa jest właściwą przełęczą, schodzi od niej droga na zachód, do potoku, wzdłuż którego dochodzi do doliny Rycerki na wysokości leśniczówki przy szosie. Jest to najkrótsza droga zejściowa. Na południowej polanie, przy czarnym szlaku na Bendoszkę zobaczyć można kompleks szałasów, a to małą trójkątną bacówkę z dwiema pryczami (nowa), drugą, typową z watrzyskiem (stara) i obok już uszkodzoną przez czas dużą owczarnię. Do ubiegłego roku było to chyba ostatnie miejsce wypasu owiec w grupie Wielkiej Raczy. Dla wędrujących grzbietem przydatna będzie informacja, że od bacówek na południowy-zachód wiedzie niewyraźna ścieżka do sporego źródła z pyszną, chłodną wodą (około 100m łagodnie opadającym trawersem). Północna polana, na którą właśnie wychodzimy drogą od doliny Rycerek (szlak 10NZ) rzeczywiście z resztkami szałasu na grzbiecie, ostatnio zalesiana, podchodzi pod stoki Praszywki Wielkiej. Odchodzi od niej wąskie ramię, opadające na zachód do doliny Rycerki niestety górą mocno wypłaszczone, dopiero niżej ukazujące rzeczywistą topografię terenu. Droga, którą powinniśmy schodzić biegnie pomiędzy tym ramieniem a potoczkiem po jego północnej stronie i na samej polanie jest właściwie niewidoczna. Można ją odszukać, schodząc od ruin szałasu prosto na zachód, do granicy lasu i wzdłuż niej w lewo (a nie w prawo!) po parudziesięciu metrach trafimy na wylot drogi. Doprowadza ona do przepięknie położonej polany, zwanej od nazwiska leśniczego (jeszcze z czasow habsburskich) Polaną Bułkową. Po prawej stronie pod lasem, pod dużym wiązem stoi niski szałas, a obok można odnaleźć starą kamienną piwniczkę i studnię oraz zarysy fundamentów domu leśniczego Bułki. Piękny stąd widok, zwłaszcza o zachodzie słońca na  Wielką Raczę oraz bajecznie kolorowe jesienią stoki Jaworzyny. Z polany, ograniczonej w dole małą zalesioną „bulką”, możemy zejść do doliny Rycerki dwoma sposobami: albo trzymając się lewej strony, po dojściu do siodełka zejść stromo do doliny potoku, trafiając na drogę z samej przełęczy Przysłop Potócki i nią dojść do leśniczówki, albo po prawej stronie, najlepiej lasem (jest tam wydeptana ścieżka) zejść do północnego potoku i łapiąc przy nim leśną drogę zejść nią do szosy, ale nie w niezabudowanym odcinku jak chce opis w przewodniku, ale przy ostatnim domu przysiółka Na Płoszczynie. Jeśli tu chcemy zakończyć naszą wycieczkę, to wygodniej i chyba nieco bliżej stąd pójść nie w lewo, w górę doliny, ale w prawo w dół, mijając po drodze do przystanku PKS liczne domy letniskowe oraz bar i restaurację.

Idąc tą trasą w stronę przeciwną, też niełatwo znaleźć na przełęczy wylot drogi do doliny Rycerek, więc chyba najlepszym wyjściem byłoby po prostu wyznakowanie tu szlaku, oczywiście niebieskiego. Zaś szlak czarny (8S) polecam wszystkim, ktorzy go jeszcze nie znają. Poza wspaniałymi widokami jest po drodze jeszcze jedna mała atrakcja – ruiny szałasu o rzadko spotykanych kamiennych ścianach, zagubione latem w pokrzywach, ze szkieletem z omszałych krokwi z resztkami pogniłych desek. Coraz mniej w górach pasterskich szałasów – powoli przechodzą do historii. Nie ma też szałasu na Muńcule (str.147, 255), Hala Kroczakówka stoi pusta, ale nadal zachwyca pieknymi widokami. Wychodnie piaskowcowe znajdują się 30-50m w kierunku zachodnim w podrastającym lasku, tworząc miejscami niewielkie rowy, z których największy nazywany jest „Zbójnicką Piwnicą”. Na samym Muńcule projektowany jest rezerwat leśno-florystyczny (45ha) z żyzną buczyną karpacką oraz obfitym stanowiskiem śnieżyczki przebiśnieg i innych gatunków chronionych.

Reasumując: poza nielicznymi błędami najnowszy przewodnik Stanisława Figla i Piotra Krzywdy jest pozycją atrakcyjną, nowatorską, dokładną, która skutecznie ugruntowuje dobrą pozycję serii „Polskie Góry” i która zdecydowanie powinna się znaleźć w biblioteczce każdego turysty-beskidnika. Czekamy na następne tomy „Beskidu Żywieckiego”!